0
0
Start Blog Jaka forma, Wariacie?

Jaka forma, Wariacie?

Epizod 9
30 kwietnia 2025
Nie raz i nie dwa widziałem na grupach książkowych wojny komentarzowe: co jest lepsze – opowiadanie czy książka?

Otóż odpowiem klasycznie, że to zależy. I tym optymistycznym akcentem zacznę ten wpis. 

Czym jest opowiadanie? To jest konkretne i dobre pytanie. Odpowiem na nie, jak rozumiem. Otóż opowiadanie to krótka forma tekstowa licząca od kilku do kilkudziesięciu stron, składająca się najczęściej z jednego wątku, który w ów utworze zostaje zamknięty (choć nie zawsze). Opowiadanie cechuje hermetyczna konstrukcja mająca na celu przedstawienie konkretnego wydarzenie z życia postaci. Brak w nim wielu wektorów prowadzenia historii, niekiedy również podziału na rozdziały.

Czym jest nowela? Ogólnie na świecie przyjęło się tak nazywać „krótkie książki”. Nowele liczą zazwyczaj od kilkudziesięciu do stu kilkudziesięciu stron i również oscylują wokół jednowątkowej fabuły i przeważnie opowiadają historię postaci w określonych ramach czasowych i miejscowych. Nie jest to oczywiście mus. Nowela jest utworem epickim (podobnie jak opowiadanie), dłuższym niż opowiadanie, lecz krótszym niż pełnoprawna powieść. Nowele były szczególnie popularne w XIX i na początku XX wieku, gdy wydawnictwa i drukarnie, ze względu na koszty i ceny, niechętnie produkowały długie i obszerne utwory. Dziś, według mnie, mocno wypadły z łask.

Czym jest książka? Książka, poprzez swoją formę publikacji, może być wszystkim: epiką, poezją, antologią, powieścią, biografią, recenzją, podręcznikiem itp. Skupmy się jednak na epice. Książka jest utworem liczącym (dla mnie) powyżej 200 stron, gdzie górną granicę wyznaczają właściwie jedynie możliwości drukarni, budżet wydawcy i portfel kupującego (są przecież powieści mające 1000+ stron). Książka przeważnie (gdy mówimy o epice) zawiera wiele wątków, ram czasowych, postaci – więcej niż w opowiadaniu czy noweli (zazwyczaj). Ze względu na swoje gabaryty książki są też droższe. To oczywiste.

Koniec wykładu :) Teraz opowiedzmy sobie o tym całym konflikcie. Otóż jak jest za dobrze, to ludzie muszą zacząć szukać sobie problemów, by mieć jakiś cel w życiu, jak chociażby walka o ich rozwiązanie. Dlatego fani opowiadań najeżdżają na książkarzy, twierdząc, że książki są rozwlekłe, nudne poprzez długość historii, a te rozciągnięte na cykle czy serie są często niekończone bądź latami się czeka na zamknięcie danego wątku. Z kolei książkarze walą w fanatyków wędkarstwa… znaczy opowiadań i drą się, że opowiadania są głupie, dziecinne, płytkie, nudne i nie mają historii. Wojna zaczęła się dawno i trwa po dziś dzień. 

Co ja o tym sądzę? 

Że ludziom się popierdoliło w głowach. Po prostu i po ludzku. Co to kogo obchodzi, co kto lubi czytać? Ja np. mogę uważać, że romanse i całe YA czy NA to po prostu pornole dla bab, które wstydzą się pisać w wyszukiwarkę „SEKS Z KONIAMI, WILKOŁAKAMI, MURZYŃSKIMI KRÓLAMI”, więc zamiast tego incognito kupują takie właśnie seks-teksty (nie mylić z seks taśmami) i się nimi podniecają. A potem mają nierealne wymagania wobec mężczyzn, nie chcą zakładać rodzin z mężczyznami ze swojego kręgu kulturowego, religijnego i narodowego oraz fantazjują o gwałtach i przemocy ze strony przystojnego, umięśnionego i bogatego JOSHUE’Y (mam koleżanki i słyszę od nich, co tam wpada im w łapki).

Niemniej – czy prowadzę tyrady, by walczyć z degeneracją białych kobiet? Nie. Bo po pierwsze, kim ja jestem, by zabraniać ludziom czytać głupoty w wolnym czasie, a po drugie – wolę skupić się na swoich tekstach niż użerać się z białaskami. Niech tym zajmie się kato-prawica, gdyż w tym jest dobra. Ja nie zamierzam dyktować ludziom, co jest co. Zapytany udzielę odpowiedzi, ale tyrady za czyjeś preferencje urządzać nie będę. Proste. 

Wracając jednak do opowiadanie vs książka. Są gusta i guściki. Ktoś uwielbia głowić się nad zawiłymi fabułami, kolekcjonować tom za tomem, gdzie nim się seria skończy, to zdąży ściąć drzewo, zbuduje dom i spłodzi dziecko (a to wszystko jedną siekierą). A tymczasem ktoś inny będzie chciał czytać jedną zamkniętą historię dziennie lub co kilka dni i mieć satysfakcję, że za jednym zamachem czy posiedzeniem (na fotelu, nie sraczu, chociaż kto wie…) zamknął całą konkretną opowieść liczącą kilka, kilkanaście albo kilkadziesiąt stron. To jest czysta kwestia gustów, preferencji i możliwości życiowych. Nie każdy ma szanse siedzieć całą dobę nad książką. Proste. 

Jaka jest moja opinia? Otóż ona jest zmienna. Jak byłem młodszy i miałem więcej wolnego czasu, kiedy nie byłem chory, nie tworzyłem jeszcze własnych tekstów oraz po prostu byłem dzieckiem czy nastolatkiem, nie trawiłem opowiadań. Wolałem potężne, opasłe tomiszcza, które mogłem czytać dniami i nocami. Mój rekord to przeczytanie książki mającej lekko ponad 1000 stron w języku angielskim w 22 godziny ciurkiem. To były czasy… Heh. Teraz tak bym nie umiał. Od jakiś 3-4 lat, kiedy mam mniej czasu i sił z racji choroby, przekonałem się do opowiadań. Chłonę całe ich zbiory. Staram czytać opowiadanie na dzień albo przynajmniej 2-3 tygodniowo. To dla mnie duże ułatwienie. Plus oczywiście komiksy, do których się przekonałem. 

Reasumując. Czytajcie, co chcecie, bylebyście czytali. Najlepiej na papierze. To najbardziej aktywuje mózg i go rozwija. Czytanie to remedium na wiele problemów, stresów i chorób. Czytanie to zapomniany skarb. Czytanie to nasza powinność – i to właśnie zdolność czytania odróżnia nas od zwierząt (zaraz pewnie ktoś będzie się pultał, że jakaś małpa czytała gazety, cóż mam to w dupie). Po prostu: czytajcie i nie zniechęcajcie się trzodą, którą odwalają ludzie tak szczęśliwi, że muszą szukać problemów, bo ich sami z siebie nie mają. 

Pozdrawiam

Autor Strzaskanego Wieloświatu

 

Jaka forma, Wariacie?
Wstecz