0
0
Start Blog Jaka Modlitwa Wariacie?

Jaka Modlitwa Wariacie?

Epizod 10
08 maja 2025
Epizod w sumie bardziej dla religijnych, lecz jeśli ktoś nie jest pełen nienawiści do wiar, to przeczytać też bez bólu (istnienia) może, a ja zapraszam. Wpierw dam jednak wstęp. 

Wstępem tym będzie krótki opis mojego życia religijnego. Na potrzeby tego tematu nie będę opisywał katechezy polskiego szkolnictwa jaką odbywałem, gdyż to istna rzeka i poświęcę na to zagadnienie kiedyś osobny wpis. Skupiając się jednak na tak zwanym „clue”… Nigdy nie byłem przeważnie religijnym człowiekiem. Szanowałem wiarę naszą rodzimą (o niej będzie najwięcej), lecz nie pozwalałem dominować siebie propagandą jaka wokół niej narosła i zakrzywiała jej pierwotny obraz. Zawsze wracałem do źródeł ilekroć miałem jakiekolwiek pytania, by trzymać się jak najczystszej wiedzy niezmąconej opinią, przekonaniem czy przyjętą (przyklepaną) doktryną. Mocniej moją wiarę rozbudziła kobieta jedyna w moim życiu. Ona nie była religijna jak typowa cnotka. Żyła przebojami, lecz gdy łapała ją trwoga czy coś z czym nie mogła sobie poradzić, to nie wstydziła się modlić. Pamiętam jak zadzwoniła do mnie gdy byłem w Niemczech w interesach. Akurat wtedy myślałem solidnie o tym czy nie zdechnę na brzuch (a nie byłem wtedy jeszcze chory). Po niemiecku nic nie umiem poza "Hail Hitler", na zdrowie i karetka oraz szpital, także dogadałbym się z łatwością. Jak ona dowiedziała się, że cierpię i jestem tak daleko od niej, to oczywistym jest, że nie mogła dojechać, więc powiedziała mi, że się będzie modlić o mnie. Szczerze wam powiem, że zaniemogłem. Ostatecznie przeżyłem i wróciłem do kraju. Pamiętam jeszcze jedną sytuację. Czekaliśmy na wyniki matur. Ona się bardzo tym denerwowała. Ja miałem w dupie, jak większość spraw w moim życiu. Zachciała spacerować po ulicy, a że była ona mało ruchliwa, to można było. Tak więc spacerowaliśmy. Patrzyłem w prawo na domy mijane przez nas, by nagle zauważyć, że ona się zatrzymała. Popatrzyłem na nią, a ona przystanęła przy przydrożnej kapliczce. Ja nie jestem człowiekiem emocjonalnym (chyba, że mnie coś wkurwi, a to nie lada wyczyn), lecz szczerość i niewinność tej chwili, ona w kusej, koronkowej sukieneczce, pełne słońce, zielona natura, kwiaty wszędzie… To było to, ja wam mówię. To było to. Przechodząc do meritum. Związek nie przetrwał próby czasu, gdyż mieliśmy inne priorytety. Ja wtedy jeszcze nawet zdrowy byłem za rodziną i życiem wspólnym. Ona wolała chwytać życie póki mogła. Dobrze się stało, że się rozstaliśmy. Ja przy tej chorobie byłbym zawsze dla niej ciężarem i nie dałbym jej zdrowego dziecka. Wiem, że żyje tak jak chciała. Oby tak było zawsze. Wracając jednak do wiar, religii i ludzkiego skurwysyństwa. 



Od zawsze nie zgadzałem się na zło do jakiego wiara może doprowadzać. Do nienawiści, zawiści, uprzedzeń oraz żądzy krwi, która może objawiać w ludziach chcących motywować swoje zezwierzęcenie i barbarzyństwo tekstami religijnymi bądź głosami kapłanów. Dlatego też od wielu lat toczę ciężkie boje i tyrady z fundamentalistami wszelkiej maści, gdzie obnażam ich głupotę, zaciemnienie, zacietrzewienie i nienawiść. Ile to razy mi śmierci ci ludzie życzyli, groźby wysyłali, odgrażali się i inne takie, to już nie zliczę. Za dużo tego było. W ich spaczonych pragnieniach mordu odnajduję satysfakcję, iż moje argumenty są słuszne, gdyż bolą ich niemiłosiernie, albowiem nie mogą ich zbić. Właśnie ten brak odpowiedzi i podważenie ich sprzecznych z wiarą fundamentów budzi w nich wściekliznę. Zależność jest prosta. Im bardziej się pienią i w szał większy wpadają tym celniej są atakowani. Jako ciekawostkę dodam, iż cały mój fanatyzm religijny piszę w oparciu o fundamentalistów katolickich środowisk tradycjonalistycznych. Słowa, które pojawiają się w moich przyszłych utworach „Musimy modlić się o nawrócenie wszelkich racjonalistów, by porzucili grzechy logiki i bluźnierstwa nauki…” to właśnie jeden z bardziej znamiennych fragmentów komentarzy jakie radykałowie ci zostawiają w Internecie, a ja wszystko to zbieram, przetwarzam i ciągnę ich jeśli trzeba za język, by jad zbierać w celach badań. 


Jestem chrześcijaninem. Mam obowiązek kochać i upominać, a nie nienawidzić, przeklinać i mordować. Niestety wielu chrześcijan zwłaszcza denominacji wybiórczo podchodzących do Pisma Świętego poprzez zniekształcanie go wszelakimi tradycjami czy wpływami teologicznymi zapomina o tym co mają robić, a czynią to czego żądają ich spragnione krwi zmysły. 
Nie życzę sobie też być przypisywanym do jakiejkolwiek denominacji. Dobrze znam ich większość i z żadną nie potrafię utożsamić się w 100%. Co więcej ja stosuję inne podejście. Niezaślepiony ani niezniewolony żadną ideologią żadnego Kościoła czy Zboru ja stoję z boku i staram się dostrzec co w danym odłamie jest dobrego i czerpać z tego, a co złego i to odrzucić, by się nie truć. Lubię też eksperymentować z wiarą. Na przykład badać na swoim przykładzie wpływ modlitwy. Wierzący mówią o niej jak o złocie. Niewierzący jak o stracie czasu. Ja natomiast trwam długie miesiące w modlitwie codziennej, by potem kolejne tygodnie nie modlić się i myślę nad konsekwencjami oraz zmianami w swoim ciele, psychice i duchu. Do tej pory nie jestem wstanie rozróżnić tych wymiarów niezależnie od stanu mojej dyscypliny duchowej. Mówię o tym szczerze i bez gniewu. Fundamentalista plułby, że bez modlitwy człowiek jest jak bez oddechu. Słaby, roztrzęsiony, chory i omdlały. (kolejne zapisane przeze mnie słowa fanatyka). 


Sporo czasu mojego życia poświęciłem na czytanie modlitw, wezwań oraz kazań. Przerobiłem ich setki albo i ponad tysiąc. Sam napisałem dziesiątki na potrzeby mojej twórczości. Doceniam trud mentalny, idee i myśli jakie poszczególni kapłani chcieli w nich zawierać, lecz dostrzegam też i odnajduję z łatwością podprogowy przekaz jaki w nie zaszczepiali. Przekaz nawołujący do sprzedania swoich żyć w „słusznej” sprawie, poświęcenia szczęścia, zdrowia, spoczynku, siebie. To inna strona tego medalu. Jest jednakże jedna modlitwa, która do mnie przemówiła absolutnie i tylko dobro w niej potrafię dostrzec, a długie dni nad nią spędzałem i analizowałem ją. Jest to dzieło protestanckie, więc katolicy mają obowiązek je nienawidzić, gardzić nim i traktować jako dzieło Szatana. Bogu niech będą dzięki, że chrześcijan taka propaganda nie obejmuje.
Mam na myśli Serenity Prayer, czyli Modlitwę o Pogodę Ducha. Napisał ją protestancki teolog Reinhold Niebuhr na początku lat 30. XX wieku. Modlitwa ta szybko zaczęła żyć własnym życiem i zdominowała środowiska ludzi potrzebujących pomocy, wsparcia i wytrwałości. Jest ona odmawiana chociażby na spotkaniach Anonimowych Alkoholików. Jak ją poznałem? Otóż gdy czytałem pięknie zilustrowany komiks Rzeźnia Numer 5, to ilustrację z tą właśnie modlitwą miał w swoim gabinecie okulistycznym główny bohater tego dzieła. (które oryginalnie jest książką dodam). Przedstawię wam jej krótszą, najbardziej znaną wersję, która zawiera to co w niej najważniejsze. 

 

Boże, użycz mi pogody ducha,


abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić,


odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić,


i mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego.

 

Ja będę z wami szczery. Jak ja to przeczytałem, to odłożyłem komiks i musiałem się przejść. Nigdy wcześniej nie zrobiło mi się tak zimno, ani też na tyle głowy nie mrowiła mnie skóra. Niczego nie czułem czytając najróżniejsze demonologie, zakazane przez Kościół języki magiczne jak enochiański, jak pisałem słowa i zdania w tych alchemicznych i ezoterycznych alfabetach. Nic. Jednakże wtedy, po przeczytaniu małego fragmentu tej ilustracji ja to poczułem. Poczułem zrozumienie i siłę, poczułem radość (chyba) jak i niepewność, strach wręcz, lecz też ulgę. Doświadczyliście czegoś takiego? Już nawet nie mówię o moich odczuciach, lecz o takich słowach, takiej modlitwie. W Polskim Katolicyzmie na próżno czegoś takiego szukać. On zbyt skupiony jest na cyklu śmierci (przede wszystkim) i życia, cierpienia (przede wszystkim) i łaski, sprawiedliwości (przede wszystkim i czytaj, to jako kaźni, ludobójstwa i kary) i łaski (której tak naprawdę niemalże nie przewiduje.) Tutaj natomiast, w tej modlitwie odmawianej przez Alkoholików całego świata nie ma błagania „wiernych” o karę dla grzeszników, ogień dla niepokornych i apokalipsę na środę czy czwartek. Nie ma plucia potępieniem, klęcia wyrzucającego do Piekła i wyzwisk określanych jako „upominanie”. Tutaj jest miłość, tutaj jest nadzieja, tutaj jest pragnienie poprawy i walki o duszę, gdzie ta walka jest szczera, gdyż wynikła z niegodzenia się na przedwczesną śmierć ducha i ciała. To jest to czym powinno być chrześcijaństwo. To jest to czym my powinniśmy być. To jest to o co powinniśmy się starać i czego nigdy nie powinniśmy porzucać. 
A jakie są wasze przemyślenia do słów Pana Reinholda Niebuhra? Macie swoją ulubioną modlitwę? Pozwólcie mi, że jeszcze zakończę ten wpis.

 

Serenity Prayer dla mnie to cud, który zaiste mógł podyktować sam Bóg. Odkąd w zeszłym roku ją poznałem staram się każdego dnia żyć według jej mądrości. Ją zawarłem też w kontynuacji Inkwizycji, którą cały czas piszę. Właśnie tak! W Drugim tomie o tytule „Bezbożne Pogorzelisko” w jednym rozdziale pojawi się ta modlitwa i będzie ona dokładnie tym czym ma być. 

Nadzieją. 

 

Pozdrawiam Wszystkich 

Autor Strzaskanego Wieloświatu 

Jaka Modlitwa
Wstecz