Deathwatch
Poświęciłem trzy dni tygodnia – głównie popołudnia i wieczory – na dokończenie modelu, który zacząłem przygotowywać jakieś 2–3 miesiące temu i którego do tej pory nie ukończyłem. Stwierdziłem, że tak być nie może i wziąłem się do pracy, korzystając z okazji, że niedawno machnąłem rozdział powieści. Musiałem więc naszkicować sobie szerzej nową scenę skomplikowaną i wymagającą efektu „wow”. No i po prostu zaatakowała mnie znowu choroba, a wraz z nią – oprócz brzucha – przyszły bóle kręgosłupa i całej szyi, co spowodowało, że mam utrudnione myślenie. Niemniej model skończony, więc znów zabieram się do pracy, gdyż bez bicia przyznaję, że przez pięć dni napisałem trzy strony – czyli słabo.
Teraz jednak napiszę Wam lore kolejnego Angel of Death do mojej strażnicy Deathwatch na skraju galaktyki. Innymi słowy: kontynuujemy podróż w odmęty Warhammera 40.000 moim piórem i pędzlem.
Phorrdun Hkathem – tak go nazwałem, a imię to wygenerowałem rzutami kośćmi z suplementu do codexu Space Marines: Iron Hands do 8. edycji WH40k. Wywodzi się z zakonu Sons of Medusa, będącego sukcesorskim zakonem Iron Hands. Zakony te nie są jednak w dobrych stosunkach. Wiele mileniów temu w szeregach Iron Hands doszło do schizmy – bracia zakonni poróżnili się na temat technologicznego zjawiska, które jedni odczytali jako zwykłą anomalię, a inni jako głos Omnissiah.
Finałem tej schizmy i wewnętrznych walk była reakcja Adeptus Mechanicus, z którym Iron Hands utrzymują bardzo bliskie i wręcz bliźniacze relacje. Ostatecznie podjęto decyzję, że trzystu braci zakonnych, wierzących w słuszność proroctw wynikających z kalkulacji Świata Kuźni Moirae, otrzyma możliwość opuszczenia zakonu i założenia własnego ugrupowania. Tak też się stało. Trzystu Space Marines oraz trzech ich dowódców, stojących na czele trzech kompanii, założyło trzy nowe Wojenne Klany: Mageara, Atropos i Lachesis. Podjąłem decyzję, że mój Space Marine pochodzi z pierwszego z wymienionych.
Na tym kończymy wycieczkę po lore Warhammera 40k. Teraz mój komentarz.
Brat Phorrdun jest Tech-Marinem. W kredo wszystkich kosmicznych marines z linii genetycznej Ferrusa Manusa (Prymarchy Iron Hands) Tech-Marines są otoczeni szczególnym szacunkiem. Wszyscy potomkowie Ferrusa brzydzą się biologią, a ratunku upatrują w technologii. THE FLESH IS WEAK!!! – to ich najsławniejsze zawołanie. Ciało jest słabe! Dlatego też bracia zakonni tych linii genetycznych poddają się ekstensywnym modyfikacjom bionicznym, utrzymują bliskie relacje oraz prowadzą wspólne krucjaty i badania z Adeptus Mechanicus. Wolą polegać na maszynach niż na żywych ludziach.
Tech-Marines – czyli Space Marines, którzy ukończyli pod okiem Mechanicusu szkolenia z zakresu błogosławienia maszyn i komunikacji z ich duchami – są postrzegani jako kolejne pieczęcie potwierdzające współpracę z Episkopatami Technologicznymi, a przede wszystkim jako cenne nabytki w wiecznie potrzebujących bioniki, broni i ciężkiej maszynerii zakonach. Tam, gdzie w innych zakonach ci bracia są traktowani jako konieczni dziwacy, w zakonach z linii Ferrusa są oni respektowanymi członkami ugrupowań, wokół których skupia się olbrzymia władza i posłuch. To oni są najbliżej maszyn, to oni najlepiej je znają, to oni przywracają im sprawność i godność, to oni tworzą wszystko, co mechaniczne i niezbędne zakonowi. Dlatego też Iron Hands, Sons of Medusa, Brazen Claws i inne zakony z genoziarna Iron Hands są statystycznie lepiej wyekwipowane niż inne bractwa.
Stworzony przeze mnie Tech-Marine otrzymał przydział do Deathwatch, ponieważ inkwizytorzy z Ordo Xenos zainteresowali się jego zdolnościami do egzorcyzmowania wrogich duchów maszyn oraz uświęcania technologii wiernej Imperium Ludzkości. Dlatego brat Phorrdun trafił do Tarczy, która zabija – jak nazywane są również Szwadrony Śmierci (Deathwatch) – gdzie służy już od kilkudziesięciu lat. Większość swojego czasu poświęca pracy w zbrojowni: naprawia uzbrojenie, opancerzenie i pojazdy, które otrzymują coraz to nowe szramy w wyniku niekończącej się wojny z obcymi. Zajmuje się też ich nieprzeliczonym ulepszaniem – wspólnie z innymi Tech-Marinami i Tech-Kapłanami (Machine-Priests) – tak, by Space Marines mogli wychodzić zwycięsko ze starć z potwornościami galaktyki.
Ma jednak jeszcze jedno ważne zadanie. Jako jeden z nielicznych dopuszczony został do badań nad technologiami obcych (xenos), by znajdować w nich słabe punkty, które można później wykorzystać do jeszcze skuteczniejszego niesienia śmierci wrogom Ludzkości. Efekty jego pracy bywają wykorzystywane przez Kill-Teams (drużyny Deathwatch) podczas misji kluczowych dla neutralizacji zagrożenia ze strony xenos.
Na polu bitwy – bo wojaczka nie jest mu obca, a próbki do badań często pobiera osobiście – nosi artefaktyczny pancerz wspomagany, który sam skonstruował jako swój finalny test, by zostać Tech-Marinem. Uzbrojony jest w topór energetyczny Omnissiah – symbol przynależności do kultu technologicznego Marsa (każdy prawdziwy Tech-Marine taki posiada) – oraz combi-grav, czyli broń łączącą bolter z karabinem grawitonowym. Na plecach nosi typowe dla Tech-Marines servo-harness z dwoma servo-arms, które pomagają mu w posłudze, miotaczem ognia i palnikiem plazmowym, zdolnym na krótki dystans razić wrogów skwierczącą plazmą. Wyposażony w ten sposób, jest w stanie działać w każdym środowisku – ku chwale Imperatora.
Na obrazkach możecie podziwiać moje koślawe umiejętności malarskie, a także brata Tech-Marina z zakonu Sons of Medusa – Phorrduna Hkathema – który służy w moim małym, ale rosnącym ugrupowaniu Deathwatch, gdzieś na rubieżach galaktyki.
Poniżej zamieszczam jeszcze – w prostszej formie – jego ekwipunek:
Ekwipunek:
1. Artificer Armor
2. Omnissiah Axe
3. Combi-grav
4. Servo-harness
5. 2 Servo-arms
6. Flamer
7. Plasma-cutter
8. Frag & Krak granades
Pozdrawiam wszystkich i widzimy się za parę miesięcy, jak znów usiądę do modeli, heh.
Autor Strzaskanego Wieloświatu (i wielki fan Warhammera pod każdą postacią
oraz wielu innych uniwersów)





