0
0
Start Blog Chińskie bajki cz.2

Chińskie bajki cz.2

03 listopada 2025
Powracamy do dzieł kultury japońskiej. Tym razem na celownik biorę „Frieren – U kresu drogi”.

Powracamy do dzieł kultury japońskiej. Tym razem na celownik biorę „Frieren – U kresu drogi”. Tutaj również mamy do czynienia z magią, często gęsto olbrzymiego kalibru. W zasadzie czary w „Frieren” znacząco przewyższają te, jakie pojawiają się w „Atelierze Szpiczastych Kapeluszy”. Zmieniamy też tematykę – z typowo baśniowej na fantasy. Ale czy dark? Nie jestem pewien. Na pewno Japończyk uznałby, że to ma znamiona dark fantasy, lecz ja bym tak nie powiedział. „Frieren” jako manga jest klasyfikowana jako nurt shōnen, czyli utwór przeznaczony głównie dla młodych chłopców i nastolatków. Cóż, ja jestem trochę starszy, ale że anime zrobiło wielką furorę na podstawie tej mangi, pomyślałem: a kupię se.

No i kupiłem. Całe czternaście tomów, które do tej pory wyszły. Wiecie, co jest w tym wszystkim najlepsze? Że jak tylko je zamówiłem, następnego dnia w internecie pojawiła się informacja, że autorka mangi i rysowniczka – obie bardzo poważnie się rozchorowały i idą na urlop o nieokreślonych ramach czasowych, a manga trafia na bezterminowy hiatus. Zajebiste mam szczęście, nie? Biorąc pod uwagę, że czternasty tom wyszedł w Polsce chyba we wrześniu, to, że tak powiem po mojemu: trochę se poczekam… Ale cóż, życie!

Pisałem w poprzednim blogu, że zajebiście się wkręciłem w te wszystkie azjatyckie komiksy i zdanie to podtrzymuję. Zajebiście się wkręciłem. Teraz opiszę Wam, co się dzieje w tej mandze.

Otóż mamy tu przedstawiony quasi-średniowieczny świat fantasy, w którym żyją elfy, krasnoludy i ludzie. Oczywiście zachowane są tolkienowskie prawidła. Elfy są na wymarciu, ale mogą żyć nawet sto tysięcy lat albo i dłużej. Krasnoludy żyją około trzystu lat i jest ich niewiele, za to ludzi jest w bród – lecz żyją klasycznie 60–80 lat i dupa. Frieren jest elfką. Stosunkowo młodą, z tego co można zrozumieć, ale żyjącą już co najmniej ponad tysiąc lat.

Nasza przygoda zaczyna się od końca. Otóż drużyna bohaterów, dowodzona przez człowieka o imieniu Himmel, w skład której wchodzili krasnoludzki wojownik Eisen, człowiek–kapłan Heiter i elfka–mag Frieren, wraca z udanej misji zgładzenia Króla Demonów. Misja ta trwała dziesięć lat.

Zaznaczę tutaj, iż głównymi antagonistami serii są właśnie demony – istoty, które nauczyły się posługiwać ludzką mową i wykorzystują ją do mamienia ludzi, by ich mordować i żreć.

Po hucznym świętowaniu zwycięstwa nasza banda bohaterów rozchodzi się. Frieren, żyjąc według własnego postrzegania czasu i nie pojmując, iż dla reszty jej towarzyszy dziesięć lat to szmat czasu, mówi, że odwiedzi ich wszystkich za pięćdziesiąt lat. Dla niej to chwila, a dla reszty – całe życie lub jego większość.

Podczas tych pięćdziesięciu lat Frieren poświęciła się swojej pasji, czyli poszukiwaniu dziwacznych zaklęć. Nie żadnych laserów zagłady, kul ognia, czarów nieśmiertelności czy teleportacji – ona zbierała czary, które sprawiają, że skorupka nie wpada do jajka, zaklęcie, które pozwala papierowym samolocikom lecieć dalej, czar na ciepłe gacie i tym podobne.
Po tej połowie wieku powraca do swoich przyjaciół. Kapłan Heiter został biskupem, Eisen obróśł w legendę, lecz wybrał spokojne życie, a Himmel bardzo się zestarzał – wręcz najbardziej ze wszystkich – i był już u schyłku życia. Cała czwórka udała się w krótką podróż, by obejrzeć spadające gwiazdy. Chwilę później Himmel umiera – i to jest punkt zwrotny całej mangi.

Frieren nagle uświadomiła sobie, iż w swojej elfiej perspektywie zaprzepaściła z niewyobrażalną łatwością czas, jaki mogła poświęcić na spędzenie go ze swoimi przyjaciółmi. To, co dla niej było chwilą, dla reszty stanowiło tak naprawdę wszystko. Elfka poprzysięgła sobie, iż tego błędu nigdy nie powtórzy. Fabuła szybko posuwa się naprzód. Heiter również umiera w ciągu następnej dekady, lecz przed śmiercią jego przybrana córka, Fern, na tyle podszkala się w magii, iż Frieren zgadza się, by została jej uczennicą. Dwie damy odwiedzają Eisena, który prosi je, by zajrzały do jego byłego ucznia, Starka, który na pewno do nich dołączy. Tak też się dzieje – i dwie czarodziejki zyskują wsparcie wojownika. Kilka tomów później dołącza do nich kapłan Sein. Ten później się od nich odłącza, lecz w czternastym tomie powraca ponownie.

Niemniej nasza trójka postaci (gdyż Seina jako tako nie liczę – miał jeszcze niewielką obecność, choć w przyszłych tomach zapewne się to zmieni) przeżywa najrozmaitsze przygody i wplątuje się w liczne intrygi. Jedne są zabawne, inne poważne, a kolejne czysto obyczajowe i smutne. Na pewno nie sposób się nudzić. Oczywiście mamy klasyczny japoński humor i liczne związane z nim gagi. Oczywiście też (i to cenię) każda postać ma swój wyraźnie zarysowany charakter.

Frieren jest mało dostępna emocjonalnie, czasem kapryśna, stara się „być na czasie” z emocjami i przywiązaniem, by okazywać – na swój sposób – szacunek oraz przyjaźń wobec członków swojej grupy. Fern jest skupiona, poważna, potrafi się uroczo dąsać. Stark z kolei jako młodzieniec lęka się wielu rzeczy, lecz strach swój zawsze przezwycięża, ma naturalną skłonność do jednania sobie ludzi, jest wielkim altruistą, lecz jest niezdarny, jeśli chodzi o relacje z kobietami. Fern podobnie zresztą nie radzi sobie w relacjach z mężczyznami, gdyż każdego potrafi nazwać zboczeńcem, heh.

Mamy też oczywiście całą gamę postaci pobocznych – od prostych jednostrzałowców po naprawdę rozbudowane postacie drugoplanowe: starego maga szkolonego przez demona, który pragnie cofnąć klątwę rzuconą przez niego na ziemię, na której się wychował; szaloną i nie do końca zrównoważoną czarodziejkę o niebywałym talencie; okularnika–czarodzieja, który specjalizuje się w iluzji i ma w sobie niebywały cynizm oraz tupet; oraz czarodziejkę z ogromną potrzebą głaskania i przytulania wszystkiego i wszystkich, których uzna za słodkich i milutkich. Te postacie, moim zdaniem, pięknie dopełniają całokształt fabuły tego komiksu.

Nie oznacza to jednak, iż dla mnie jest to manga na 10/10. Otóż po pewnym czasie niektóre elementy tej produkcji zaczęły mnie trochę nużyć i męczyć. Musicie wiedzieć, iż w tej mandze mnóstwo jest swoistej powtarzalności.

Stark, podobnie jak Eisen, drży przed niemal każdą walką. Fern każdego, kto zbyt długo na nią spojrzy albo jest mężczyzną o gołej klacie czy coś w tym stylu, nazywa zboczeńcem. Frieren musi otworzyć każdą skrzynię – i zawsze kończy w paszczy mimika.

Tego jest oczywiście więcej – jak chociażby gotowanie kotletów na urodziny, narzekanie na ciągły brak pieniędzy, zapłata za zlecenie zaklęciem niespecjalnie potężnym czy przydatnym, itp., itd. Po jakimś czasie to wszystko się kumuluję i przynajmniej dla mnie, stanowi swoisty zapychacz, który już nic nowego nie wnosi. Niemniej to drobiazg, o który włosów drzeć nie będę, bo litości.

Podoba mi się bardzo sposób, w jaki przedstawiono demony. Są one wysoce inteligentnymi istotami, które nauczyły się korzystać z ludzkiej mowy, by mamić ludzi i na nich polować. Demony nie rozumieją wysokich emocji i uczuć. Pojmują gniew, ból (fizyczny i psychiczny), strach, głód czy radość, lecz nie potrafią odczuwać żalu, poczucia winy ani więzi rodzinnych. W moim odczuciu demony są jak zwierzęta – nauczyły się polować na ludzi, wykorzystując głos i proste emocje do ich oszukiwania i zwodzenia, lecz nie są w stanie pojąć, że ich działania niosą tragiczne konsekwencje dla ludzi. Po prostu nie potrafią.

Ongiś w internecie wyrosła wręcz histeryczna dyskusja: czy demony w uniwersum „Frieren” są naprawdę złe? Bo wiecie — dziś nurt twórczy często skłania się ku próbie zrozumienia demonów, twierdząc, iż są one „dobre”, tylko wypaczone i mają zły PR. Fani „Frieren” mówią wprost, że są zmęczeni tym trendem w sztuce i cieszą się, że w tej mandze demony są po prostu złe doszczętnie.

Problem jednak w tym, że nie są. Jeśli one psychicznie i biologicznie nie potrafią pojąć więzów rodzinnych, żalu, nienawiści, złej woli, skruchy itp. (a same to podkreślają wielokrotnie w mandze), to one są niczym zwierzęta wiedzione instynktem przetrwania. Przeczytałem całą dostępną mangę i jestem w stanie to stwierdzić. Czy mając niedźwiedzia, który zabił człowieka, mówimy o tym miśku, że jest zły? Nie. To zwierzę. Zabiło w gniewie, strachu lub głodzie. Misiek nie może stwierdzić: A nie zabiję tego Michałka (ukłon do Michałków), bo to ojciec trójki dzieci, niepełnosprawnej żony mąż i opiekun swojej babki z demencją. Nie. Misiek widzi Michałka i ma dwa tryby. Spierdalać albo zapierdalać. Albo zwycięża strach albo gniew. Tak samo jest z tymi demonami. One nauczyły się używać głosu ludzkiego, by oszukiwać ludzi. Jak zwierzęta mamiące swoje ofiary zapachami, głosem (właśnie), światłem. To przynęta, by polowanie miało zwiększoną skuteczność. Tylko tyle i aż tyle. Mógłbym o tym pisać znacznie więcej, lecz ten blog byłby dziesięć stron długi, a mało kto by go czytał, heh. Niemniej podtrzymuję swoje stanowisko, że demony w „Frieren” to zwierzęta, a nie „złowrogie istoty”.

Dynamika w mandze utrzymuje się na przyzwoitym poziomie i nie jesteśmy ciągnięci przez fabułę w sposób nudny. Akcja potrafi być w miarę wartka, chociaż sekwencje walki są powtarzalne. Wynika to z ograniczeń zaklęć ofensywnych i defensywnych. Magii jest miliony zaklęć, ale warto używać już znacznie, znacznie mniej. Niemniej jest to ciekawe. Plot-twisty również są przyjemne, i raz naprawdę byłem zaskoczony głębią postaci pobocznej.

Reasumując, mangę oceniam pozytywnie jako przyjemne doświadczenie i w przyszłości, gdy Pani Autorka i Pani Rysowniczka poczują się lepiej i wznowią twórczość, z miłą chęcią zakupię kolejne tomy. Nie ulega to żadnej wątpliwości.

W między czasie zgadnijcie, co zrobiłem?...

Otóż tak, kupiłem znacznie więcej chińskich bajek, hehehehe.

Pozdrawiam

Autor Strzaskanego Wieloświatu

Chińskie bajki cz.2
Wstecz