0
0
Start Blog Wielkanoc

Wielkanoc

Epizod 7
18 kwietnia 2025
O samej Wielkanocy nie chcę opowiadać wam z religijną pompą, bo nie o to tu chodzi. Opowiem wam, jak u mnie zmieniało się wyobrażenie Wielkanocy.

Wielkanoc dla chrześcijan jest najstarszym i najważniejszym świętem. To właśnie podczas tego okresu w szczególny sposób oddaje się cześć i wspomina mękę, śmierć oraz zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa, który w religii chrześcijańskiej zajmuje pozycję centralną. Sam, będąc chrześcijaninem oraz człowiekiem choćby starającym się żyć zgodnie z przykazaniami (co nie jest proste), jestem zobligowany do zadumy w tych momentach każdego roku.

Niemniej – o samej Wielkanocy nie chcę opowiadać wam z religijną pompą, bo nie o to tu chodzi. Opowiem wam, jak u mnie zmieniało się wyobrażenie Wielkanocy. Normalnie, po ludzku i bez wyższej fizyki. Otóż jako dzieciak mały w ogóle nie rozumiałem religii. Do kościoła byłem ciągany „bo trzeba”, i nie mogłem za żadne skarby zrozumieć – po co to trzeba robić? Oczywiście katecheza w Polsce – czy jak to ludzie w większości mówią: religia (gdyż nie rozumieją, że „religia” to nauka o religii, a „katecheza” to nauka jak być wiernym danej religii) – jest na tragicznym poziomie. O moim wychowaniu religijnym kiedyś napiszę osobny wpis. Tak czy siak – z lekcji katechezy nie dowiedziałem się nigdy, o co chodzi z Wielkanocą, czy z jakimkolwiek innym świętem lub tradycją naszej kultury.

No, ale trudno. To tylko połowiczna wina katechetów i księży. Resztę ponosi system, który narzuca konkretne, sztywne ramy i pozostawia ludzi bez odpowiedniego przygotowania.

Dla mnie, gdy byłem mały, Wielkanoc to były przede wszystkim pisanki, o które zawsze była awantura, że trzeba dmuchać wydmuszki (heh), Lany Poniedziałek – gdzie wszystko w domu było mokre po laniu się wodą, malowanie pisanek i jedzenie z koszyczka… którego nigdy nie lubiłem. I tak naprawdę to było wszystko. Pamiętam, jak wieczorami malowałem pisanki – czy to do szkoły na zadanie domowe, czy do domu – oraz jak wstawałem wcześnie, by nikt nie oblał mnie w łóżku (hehe). Fajne to wszystko było.

Potem, gdy byłem większy, chodziłem z moją babcią do mojej podstawówki na święcenie koszyczka, gdyż ksiądz tam był przywożony. Miałem wtedy kilkanaście lat. Już trochę kumałem te sprawy religijne – że Kościół to miejsce, gdzie ludzie się modlą i że „Bóg” właśnie tam jest. Oczywiście z racji tragicznego poziomu katechezy nic więcej z takiej wiedzy teologicznej nie posiadałem. Niemniej – wspólne szykowanie koszyczka z mamą było i nadal jest dla mnie wielce pozytywnym wspomnieniem. Nadal jednak zimnego jedzenia z koszyczka nie lubiłem :(

Gdy dorosłem, to o chrześcijaństwie zacząłem czytać i uczyć się na własną rękę. Dlatego też tytułuję się chrześcijaninem, a nie katolikiem. To różnica. Niemniej nie mam problemu zanieść koszyczka na święcenie, gdyż mojej mamie na tym zależy. Nie czuję się w konflikcie ani opozycji do żadnej denominacji chrześcijańskiej. Z każdej staram się czerpać coś dobrego i dostrzegać mądrość.

Niestety – z racji moich nieuleczalnych chorób i zakazu infekcji, którym mnie lekarze objęli (gdzie mam zabronione być chorym, choćby na przeziębienie – bo to zagraża długoterminowo mojemu życiu) – w tym roku koszyczek oddałem sąsiadowi, by zabrał swój i naszej rodziny. Skupiska ludzi muszę ograniczyć do minimum.

Jak będę czcił Wielkanoc? Zapewne się pomodlę. Z pisanek wyrosłem, a Lany Poniedziałek jest już raczej dla mnie i domowników symboliczny. Niemniej – wspomnienia zostaną ze mną jeszcze na długo.

A wy? Jak będziecie spędzać Wielkanoc? Jak spędzaliście? Jak zmieniało się wasze postrzeganie tego święta? Zastanówcie się, jeśli zechcecie.

Pozdrawiam was wszystkich,

Autor Strzaskanego Wieloświatu

Wielkanoc
Wstecz