Poszukiwacz zbawienia
Do pobrania
- Udało się Inkwizytorze! – radował się artifex Ujex wysłany na żądanie sługi Bożego przez Korpusy Inżynieryjne. – Ciekawe jakie zbawienne tajemnice tam odkryjemy? – żywy entuzjazm bił z jego pytania.
Pojedynczy strzał, który przeszył jego cybernetyczną czaszkę był mu odpowiedzią. Syntetyczna krew zbryzgała fragment wpisanej w kamień stalowej konstrukcji. Patrizia, pistolet drugiego człowieka, został schowany do kabury. Broń wykonana była ze wzbogaconego magią złota, srebra i oczyszczonego obsydianu. Stylizowana na wilka, który pluje nabojami z pyska i miała bębenkowy trzydziestonabojowy magazynek. Każda kula wykonana była z niezwykle twardego stopu osmu, na powierzchni którego technologiczni sawanci wypisywali mikroskopijną czcionką sześćset sześćdziesiąt sześć kantyczek spętania demonów.
Członek Świętego Oficjum zanurzył się w odmęty metalowej krypty. Jego towarzysz nie był mu już do niczego potrzebny. Dlatego gdy tylko odblokował przejście, postanowił go zutylizować. Żadnych świadków - tak brzmiała doktryna Inkwizycji.
Wnętrze podziemnej konstrukcji było surowe w wykonaniu i spowite ciemnością. Jego ulepszony cudami inżynierii, jak i zakazanymi rytuałami jakie przeżył, wzrok rozpraszał każdy mrok. Wypuścił powietrze ustami. Zobaczył parę.
- Zimno – mruknął. Wyświetlacze siatkówkowe pokazywały minus czterdzieści dziewięć stopni. Temperatura nie była dla niego problemem. Jego pancerz świetnie go izolował. Jego ciało pokryte tatuażami z krwi sług Szatana było niewrażliwe nawet na znacznie większe skrajności.
Wykute ze stali schody prowadziły go już dobre kilkadziesiąt metrów pod powierzchnię ziemi. Aparaturą swojej zbroi wykonał szybki skan. Wynik jaki otrzymał, zastanowił go. Lekko poniżej przed nim znajdowało się tylko jedno nieduże pomieszczenie. Więc to nie jest magazyn xlot-0918. Plany, jakie pojawiły się na jego oczach, kompletnie nie pokrywały się pozyskanymi przez niego danymi. Jednakże w strumieniu informacji wychwycił, iż przed chwilą odbyło się tutaj potężne wyładowanie energetyczne. Ciekawość to pierwszy stopień do Piekła. Zakpił w swojej głowie. Prawdą jest, iż gdyby nie miał dociekliwej natury, nigdy nie nosiłby przekrzywionej wagi na piersi. Tak oto mężczyzna nie zwolnił tempa i podążał w nieznane.
Równo trzy minuty później dotarł do małego pokoju. To co tam ujrzał, zadziwiło go.
Salka była zbudowana na planie kwadratu o boku długości sześciu metrów. Sufit dość wysoki był wzrostu dwóch dorosłych ludzi. W centrum tej rzeczywistości stała tajemnicza konstrukcja. Zbudowany z pozbawionych skaz kryształowych płyt złączonych pokrytym emanującymi mocą runami brązem sześcian był podłączony do zasilania grubymi i ciężko wyglądającymi przewodami rozrzuconymi po całej podłodze. Na niej również znajdowały się przerdzewiałe bądź ośniedziałe części różnej maści, jak i szczątki zniszczonych robotów. Patrząc na nie, prześwietlając ich skorupy dowiedział się, iż żaden nie był uzbrojony. Wszystkie były instrumentorami naprawczymi. O ironio. Zaśmiał się w duchu. Móc reperować wszystko w tym miejscu prócz siebie.
Sługa Boży nie był sam.
- Witam zbłąkaną duszę – zachrypnięty, skrzeczący głos dobiegał z wielkiej przeźroczystej kostki. – Nie spodziewałem się tutaj gościa – dodał zanosząc się kaszlem.
W środku tworu niewiadomego przeznaczenia podnosić się zaczął z pozycji leżącej człowiek. Wychudzony, starszy już mężczyzna miał na sobie dziwaczny, ciasno opinający ciało kombinezon. Strój wykonany z jasnożółtego sztucznego tworzywa był podłączony do sześcianu wąskimi kablami. Najwięcej ich wpiętych było w kręgosłup i głowę człowieka. U swojego boku miał on zwykły, stary rewolwer zasilany słabymi standardowymi kulami.
- Co Cię sprowadza do mojego laboratorium? – zapytał intruza. Gdy tylko ten z wolna się zbliżył na tyle by stać w blasku maszyny, starzec zawahał się zauważalnie i zmartwił. – Ooo… cokolwiek to jest bez wątpienia przyjemne nie będzie – stwierdził widząc symbol na jego zbroi. Podrapał się agresywnie po nierównej, zarośniętej szarymi włosami twarzy. Długie, skołtunione owłosienie dawało mu wygląd zapuszczonego żebraka.
Przedstawiciel Bożej woli przyglądał mu się krótką chwilę nim zebrał się na podjęcie dialogu. Intrygowało go to co napotkał całkowicie przypadkiem.
- Kim jesteś? – zapytał.
Mieszkaniec „szklanego domu” zachichotał jak obłąkany.
- Wpierw powinni przedstawiać się goście – przyjrzał mu się uważniej chuchając w dzielącą ich szybę. Oblicze Inkwizytora nie było łaskawe i przyjazne. – No, ale dobrze – stwierdził. – W imię przełamania pierwszych lodów… - zaczął, by rozległo się ciche pikanie. Nieznajomy zawahał się. – Najmocniej Pana przepraszam – rzucił w niezrozumiałym pośpiechu, zaś dłoń jego chwyciła za pistolet. – Wrócimy do tego później – oznajmił i strzelił sobie w głowę.
Huk, krew oraz wyliniałe od upływu czasu ciało, które upadło bezwładnie na podłoże, było tym, co ze stoickim spokojem bez mrugnięcia okiem zarejestrował obserwator. Ciężko było go zaskoczyć.
Spojrzał w bok. Na ścianie pojawił się wyświetlacz, a na nim twarz samobójcy. Interesujące. Zastanawiał się patrząc na rozpoczynające się nagranie.
- Witam zbłąkaną duszę – zupełnie jak już nieżywy egzemplarz. – Jeśli widzisz i słyszysz tą wiadomość oznacza to, iż na twoich oczach musiałem w mało przyjemny dla ogółu sposób zakończyć moją egzystencję – głębokie westchnięcie poprzedziło dalszą część zapisu. – Nie martw się jednak gdyż, za raptem około dwie i pół minuty wstanę – wraz z jego słowami, niczym świadectwo, pojawił się elektroniczny zegar, który pokazywał właśnie taki odłam czasu. – Pewnie zastanawiasz się co on bredzi? – fakt faktem wzrok miał niczym pozbawiony zmysłów. – Albo jeśliś lepiej wychowany to pytasz sam siebie jak to możliwe? – zarechotał niczym hiena. – Otóż musisz wiedzieć, że gdy się wierzy, to każdy sen może stać się jawą – rozłożył ręce w teatralnym geście i wyszczerzył się prezentując swoje niezbyt bogate uzębienie. – Poczekaj, a sam zobaczysz – ekran wyłączył się z sykiem. Została lekko ponad jedna trzecia początkowego czasu...
Inkwizytor objął się swymi rękoma, palce wkładając pod pachy.
- Dobrze starcze – odparł. – Kupiłeś moją uwagę – podkreślił, mówiąc do zwłok.
Minutę później…
Po kryształowych ścianach tajemniczego urządzenia tańczyć zaczęły wyładowania białej energii. Czuć było, iż powietrze zdaje się wypełniać elektrycznością. Kable wbite w ciało pulsowały, by wibrując wprowadzić całą formę ludzką w drgawki. Widz tego przedstawienia skanował dokładnie cały ten pokaz. Namierzał sygnatury wielu rodzajów mocy. Siły nadnaturalne, magiczne i fizyczne przeplatały się, by wnikać w korpus. Nagle nastąpiło uderzenie. Wstrząs, niczym trafienie piorunem, poraziło starca.
Powstał.
Na oczach Członka Świętego Oficjum nieznajomy wykonał od tyłu dokładnie te same ruchy, które sprowadziły go na ziemię. Sługa boży widział, jak pocisk wychodzi znów z jego głowy, by wrócić do lufy broni. Ręka trzymająca rewolwer odłożyła go do kabury. Animacja zatrzymała się na moment. Siwy stał jak żywy, uśmiechał się.
CZYTAJ DALEJ
POBIERZ CAŁE OPOWIADANIE NA GÓRZE STRONY

